Kay |
Wysłany: Nie 14:18, 18 Lis 2007 Temat postu: |
|
Uwagi są, ale niewiele. Właściwie to zależą też od osobistego stylu, to tylko moje drobne sugestie.
Cytat: | Zapomniała, co było kiedyś. Żyła teraźniejszością, obawiała się przyszłości. Nie myślała o tym, co było kiedyś, bo – to już było. |
Kiedy czyta się po raz pierwszy, powtórzenie nie razi tak, jak za drugim czy trzecim razem. Może lepiej brzmiałoby "Nie myślała o tym, co było dawniej"?
Cytat: | Nienawidziła tego miejsca. Ale nie potrafiła bez niego żyć. |
Osobiście oddzieliłabym te zdania przecinkiem. Ta kropka jakoś wyrwała mnie z rytmu.
Cytat: | Kiedyś, na początku, próbowała. Wtedy dostała podwójnie. |
Może "dostawała"?
Cytat: | Kobieta delikatnie dotknęła ramion dziewczyny, która po chwili rzuciła jej się w ramiona. |
Te powtórzenia jakoś mnie wybijają z rytmu niesamowicie.
A za to:
Cytat: | Jesteśmy przywiązani do świata metalowym łańcuchem, z którego nie potrafimy się urwać. Nie możemy od niego uciec, wyjść poza teren, który nam wskazuje smycz. Niektórzy dźwigają łańcuch lekki jak piórko, innym ciąży jak kotwica i pociąga ich na dno.
Jesteśmy uwięzieni. Skazani. Skazani na przeznaczenie, na los, na fatum. Pozytywny, pełen radości i smutku, sukcesów i porażek. Albo ten pełen negatywów, płaczu i ludzkiego cierpienia.
Ale kto powiedział, że dzięki pomocy drugiego człowieka nie da się wyrwać ze złych szpon przyszłości...? |
należą Ci się owacje na stojąco. Piękne.
Ale szpon czy szponów? Bo ja bladgo pojęcia nie mam. |
|
Dagi |
Wysłany: Sob 18:06, 17 Lis 2007 Temat postu: Fatum? |
|
Wiele moich tekstów nie ujrzało światła dziennego, niektórych nie chcę pokazać, inne są wciąż na nowo poprawiane. Postanowiłam jednak, że to opowiadanie powinniście przeczytać, chociażby z tego względu, że zajęło I miejsce w organizowanych po raz trzeci żorskich dni "STOP alkoholowi i przemocy" ^.^
Mimo wszystko, krytyka mile widziana. Nikt nie pisze idealnie.
***
FATUM?
To boli... To tak cholernie boli! Czemu człowiek zapomina o drugim człowieku, czemu człowiek staje się maszyną? Czemu? Czemu?!
Nic. Pustka. Pustka otoczona bólem, otulona cierpieniem, posypana drobinkami złości. Nic. Nic, co człowiecze, nic, co kochane, nic, co dobre.
Pustka.
Pustka otoczona bólem.
***
Dziewczyna wolnym krokiem szła w kierunku domu. Stawiała drobne kroki, chcąc jak najdalej odwlec moment przekroczenia progu mieszkania. Wiedziała, co ją czeka. Wiedziała doskonale, że znów będzie tak samo. Tak, jak było wczoraj, przedwczoraj. I tydzień temu. I miesiąc. Tak jak jest od roku.
Ukradkiem otarła łzę, która spłynęła po jej policzku.
Łzy płyną, jak jest smutno i płyną, jak jest radośnie. Dziewczyna nie znała tego drugiego uczucia. Bała się śmiechu, nie wierzyła w szczęście. Dla niej życie było tylko i wyłącznie pasmem nieszczęść. I cierpieniem.
O, tak. Życie kojarzyło jej się tylko z cierpieniem.
Czy tak było od zawsze? Dziewczyna nie do końca była tego pewna... Zapomniała, co było kiedyś. Żyła teraźniejszością, obawiała się przyszłości. Nie myślała o tym, co było kiedyś, bo – to już było. Nie można tego przywrócić. Nie można wskrzesić.
Wspomnienia są złe. Wywołują ból. Ból, bo nigdy się nie powtórzą. Ból, bo były smutne. Ból, bo te wesołe minęły jak pędzący galopem koń. Bieg był wspaniały, euforyczny, cudowny, ale po wyścigu koń został zamknięty w boksie i tresowany do kolejnego występu... A gdy mu się nie uda? Co, gdy się nie uda...? Wtedy jest zapomniany. Wzgardzony. Skazany na cierpienie.
Dziewczyna otworzyła drzwi klatki i powoli wchodziła do góry. Zewsząd otaczał ją smród i woń alkoholu, tytoniu i lizolu. Nienawidziła tego miejsca. Ale nie potrafiła bez niego żyć. Wydawało jej się, że ona musi tutaj zostać. Nie może zdradzić rodziny. Ma za zadanie opiekować się nią.
Była zbyt słaba, by sprzeciwić się losowi.
Powoli nacisnęła klamkę, przełykając cicho ślinę. Gdzieś z góry dobiegał odgłos łamanych krzeseł, krzyk i płacz dziecka.
Do tego też już się przyzwyczaiła.
Wolno zdjęła kurtkę i buty, położyła plecak na szafce. Wiedziała, że za moment dowie się, jak spędzi wieczór.
Źle.
Albo bardzo źle.
Na palcach próbowała pójść do swojego pokoju.
- Gdzie się włóczysz? – warknął mężczyzna, który pojawił się za plecami dziewczyny.
Serce podskoczyło jej do gardła. Źle, jest fatalnie. Jesteśmy sami w domu. Jestem sama. Sama tutaj, sama w życiu.
Nerwowo odwróciła się do tyłu, nie patrząc mu w oczy.
- Byłam... byłam na kółku, tato.
Nie potrafiła skłamać.
Żyły na czole mężczyzny zaczęły niebezpiecznie buzować.
- Co ja ci mówiłem na temat kółek? Zakaz! Zrozumiałaś? ZAKAZ! – krzyczał, plując ją śliną. Czuła od niego odór wódki. – Już ja cię nauczę słuchać ojca...
Nie było sensu uciekać. Nigdy nie było.
Kiedyś, na początku, próbowała. Wtedy dostała podwójnie.
Dziewczyna oparła się plecami o ścianę i zamknęła oczy. Znów zaczęły płynąć jej łzy. Płynęły niczym potok, którego żadna tama nie byłaby zdolna zatrzymać. Łzy tak zakorzeniły się w życiu dziewczyny, jak woda w istnieniu oceanu – bez wody ocean nigdy nie nazywałby się oceanem. Bez łez dziewczyna nigdy nie byłaby dziewczyną.
Mężczyzna chwiejącym się krokiem poszedł do pokoju. Najpierw napił się. Wypił tyle, ile mu zostało. Zawsze modliła się o to, żeby butelki nie były puste – bo mogła dostać też za to, że nie dokupiła nowych.
Czemu pił? Chyba dlatego, żeby zapomnieć... Zapomnieć o tym, co robi, o tym, kim jest, o tym, że stoczył się na dno. Zapomnieć o wszystkim dookoła.
Podniósł rękę.
Uderzył.
Raz, drugi, trzeci, kolejny. Po twarzy, w brzuch, ręce. Dziewczyna broniła się jak mogła, co jeszcze bardziej złościło mężczyznę. Zawsze starała się chronić twarz.
Nie chciała jeszcze raz przeżyć sytuacji, gdy wszyscy w szkole pytali jej się, co się stało. Kłamała, że spadła ze schodów. Wszyscy uwierzyli. Wszyscy chcieli uwierzyć. Wszyscy bali się pomóc.
Upadła. Zaczął ją kopać. Łzy zmieszały się z krwią, ból z cierpieniem.
Nagle usłyszała wrzask, wrzask kobiety. Mama. Zawsze starała się ją bronić, przez co też dostawała. Teraz rzuciła się na ojca, szamotali się. Uderzył ją. Upadła obok dziewczyny. Zaczęła łkać.
- Obydwie jesteście takie same... – warknął, po czym rzucił wiązanką przekleństw.
Zabrał mamie torebkę, wyjął portfel i wyszedł z mieszkania, głośno trzaskając drzwiami.
Płakałam. O niczym nie myślałam. Chciałam zniknąć. Chciałam, żeby ból zniknął, a ja wraz z nim.
Nienawidziłam go. Ale myślałam, że tak musi być.
Kobieta delikatnie dotknęła ramion dziewczyny, która po chwili rzuciła jej się w ramiona. Łzy popłynęły po jej policzku. Przyzwyczaiła się do nich. Przyzwyczaiła się tak, jak można przyzwyczaić się do nowego psa.
Łzy. Nic nie pomogą, a koją. Koją rany, koją ból, koją cierpienie. Ale niektóre rany są zbyt głębokie, żeby się zagoiły...
Kobieta zaniosła dziewczynę na łóżko, przykryła kołdrą. Czekała, aż zaśnie. Zawsze była obok. Głaskała ją delikatnie po włosach, trzymała za rękę. Dziewczyna czuła przy niej, że nic się już nie może stać. Mokre policzki powoli się wysuszały, czasem ciszę przerwało łkanie którejś z nich.
Wkrótce obie zasnęły. Dziewczyna skulona na łóżku, kobieta opierając głowę o jego skraj. Trzymały się za ręce. Wierzyły, że razem wytrzymają. Cieszyły się, że miały siebie nawzajem.
Nigdy nie myślały, żeby coś zmienić. Ludzie ich omijali. Nikt nie chciał pomóc. Wszyscy gardzili. Obie nie miały przyjaciół, znajomych. A może nie chciały mieć...?
Zasnęły, śniąc o lepszym życiu, którego nigdy być może nie zaznają. Zasnęły, bez marzeń i nadziei. Zasnęły otulone kołdrą pełną cierpienia i łez.
Nagle w progu stanęła postać mężczyzny. Patrzył na dwie istoty, które w istocie kochał najbardziej na świecie. Ale nie potrafił okazać uczuć. Bał się kochać. Wydawało mu się, że to, co robi, jest dobre. Że tylko tak można pokazać, że kogoś się kocha.
Napił się z butelki, którą wyrzucił za siebie. Kobieta obudziła się.
Obydwoje spojrzeli na siebie. On wzrokiem opętańca, nietrzeźwo myślącego i szalonego, ona – pełnego strachu. Kiedyś byli zakochani. Teraz przerodziło się to w chorą miłość.
Ona chciała uciec. On nigdy na to nie pozwolił.
Bo był mężem. Był ojcem. Był też potworem – ale był. Kobieta nie myślała o rozwodzie, dziewczynie nie wpadł do głowy pomysł ucieczki z domu. Rodziny nie powinno się rozdzielać. Muszą być razem. Muszą.
Przecież się kochają.
Kochają...
Kochają?
Wkrótce z mieszkania dobiegły krzyki szalonej awantury i płaczu bezbronnego dziecka. Historia znów zatoczyła swe pełne łez i bólu koło.
***
Jesteśmy przywiązani do świata metalowym łańcuchem, z którego nie potrafimy się urwać. Nie możemy od niego uciec, wyjść poza teren, który nam wskazuje smycz. Niektórzy dźwigają łańcuch lekki jak piórko, innym ciąży jak kotwica i pociąga ich na dno.
Jesteśmy uwięzieni. Skazani. Skazani na przeznaczenie, na los, na fatum. Pozytywny, pełen radości i smutku, sukcesów i porażek. Albo ten pełen negatywów, płaczu i ludzkiego cierpienia.
Ale kto powiedział, że dzięki pomocy drugiego człowieka nie da się wyrwać ze złych szpon przyszłości...? |
|